Nie, żebym ich nie rozumiał, wiadomo, też bardzo intensywnie wącham naturę na spacerach, ale uważam, że okolice mamy wystarczająco urozmaicone.
Ale wczoraj, gdy czekałam aż moja Pani nałoży mi kolację (kot coś marudzi, że się wlecze i strasznie ją popędzał… no mówię Wam, ten zwierz jest jakiś obłąkany, drze się za każdym razem, gdy tylko ktoś znajduje się w pobliżu jego misek), słyszałem, że jutro jedziemy w Góry Sowie. My w sensie ja i oni, kot zostaje. Trochę się wystraszyłem – sowę widziałem tylko raz, była wielka i wydawała dziwne dźwięki.
*
Dojechaliśmy! Wbrew obawom Pana, byłem bardzo grzeczny, to przez Pani pęcherz musieliśmy zatrzymywać się co chwilę – ale oczywiście, najlepiej potencjalne przystanki zwalić na psa.
Zatrzymaliśmy się w Przepięęęęęknym Pałacu. Tak na to mówią Państwo, a Pańcio aż stęknął z zachwytu, ostatnio tak stęknął, jak przyjechała nam nowa kosiarka, jak to powiedział „na wypasie”. Potem faktycznie chodził ją wypasać niemal codziennie. I jest tu taka wysoka Pani z kręconymi włosami, która nas przywitała z szerokim uśmiechem – mnie w szczególności, od razu widać, że lubi pieski. Poczułem się w obowiązku podać jej łapę. Poczułem się też naprawdę dobrze – każdy witał mnie mówiąc, że jestem piękny (jestem polskim owczarkiem nizinnym, w skrócie pon, przez co często Państwo mówią o mnie „nasz pony” i chociaż na imię mi Maks, to wiele człowieków z rodziny moich Państwa mówi do mnie Kucyku. KUCYKU! Jak różowej kreaturze z gwiazdkami). W pokoju czekał na mnie kocyk i smaczki, a dla Państwa woreczki, coby mieli zajęcie podczas moich spacerów.
*
Ostateczny test tego miejsca, jak w wielu w Warszawie, jest dla moich Państwa zawsze restauracja. Bo wiadomo, nie każda knajpa jest psiolubna, bardzo często witają nas skwaszone nosy i zakaz wprowadzania mnie do środka. Szliśmy tam więc z lekką obawą, ale i tu egzamin został zdany na piątkę z plusem – nie dość, że nas nie wygonili, to miły Pan Kelner zapytał, czy nie przynieść mi miski z wodą. Ogromnie się ucieszyłem, bo dzisiaj jest naprawdę bardzo gorąco…
Co przyniesie nam jutro? Nie wiem, ruszamy na podboje tej ponoć tej wybitnej natury. Ciekawy jestem bardzo, bo skoro to Góry Sowie, to powinny być jakieś małe i wielkie sowy… Znam gołębie, lubię za nimi ganiać, ale nigdy nie udało mi się żadnego złapać. Ciekawe czy uda mi się schwytać Wielką Sowę, taką jak wtedy w parku…